kuchniakryzysowa.blogspot.com Open in urlscan Pro
142.250.181.225  Public Scan

URL: http://kuchniakryzysowa.blogspot.com/
Submission: On November 25 via api from US — Scanned from DE

Form analysis 1 forms found in the DOM

http://kuchniakryzysowa.blogspot.com/search

<form action="http://kuchniakryzysowa.blogspot.com/search" class="gsc-search-box" target="_top">
  <table cellpadding="0" cellspacing="0" class="gsc-search-box">
    <tbody>
      <tr>
        <td class="gsc-input">
          <input autocomplete="off" class="gsc-input" name="q" size="10" title="search" type="text" value="">
        </td>
        <td class="gsc-search-button">
          <input class="gsc-search-button" title="search" type="submit" value="Wyszukaj">
        </td>
      </tr>
    </tbody>
  </table>
</form>

Text Content

STRONY

 * O MNIE
 * MEDIA O MNIE
 * PARAPET
 * DRUGI BLOG
 * KONTAKT





WTOREK, 21 LISTOPADA 2023


OPIEŃKI W SOSIE ORZECHOWYM Z CHRUPKÓW


Na grzybach byłem ostatnio. Te jesienne się kończą, a tych zimowych jeszcze nie
widać. Jednymi z ostatnich są zawsze opieńki. Dodatkowo ostatnio wyczaiłem na
jakiś filmiku sposób na makaron z sosem z chrupków kukurydzianych. Co prawda
chodziło o serowe, ale stwierdziłem, że skoro chce go połączyć z grzybami,
lepiej będzie z tych, o smaku grzybowym. 
Można powiedzieć taki klasyczek. Sos, kasza i ogórek kiszony. Ładnie pokrojony,
bo byłem na "osiemnastce" i dostałem "na drogę" :)


Składniki:

- opieńki
- cebula
- chrupki o smaku orzechowym





Wykonanie:


Kapelusze opieniek podsmażamy z pokrojoną drobno cebulą.
Dodajemy trochę wody i garść chrupek. Mieszamy, aż się rozpuszczą. Jeśli za
rzadkie, to jeszcze troche dodajemy.





Autor: kryzysowy kucharz o 23:09 Brak komentarzy:
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w usłudze TwitterUdostępnij w
usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Etykiety: grzyby, w domu



ŚRODA, 15 LISTOPADA 2023


SŁOWIAŃSKIE BLINY Z UKRAIŃSKIM KAWIOREM



Jeśli mielibyśmy znaleźć jakieś określenie na jakąś nację zgodnie z jej
zwyczajami kulinarnymi, albo jeszcze lepiej, nie posługujmy się bajką wymyśloną
przez nacjonalistów w XIX wieku o jedynej i nadrzędnej tożsamości i określmy tak
całą szeroką grupę etniczną, wtedy Słowian nazywalibyśmy grzybojadami, z uwagi
na to jak ważne one są w naszej kulturze, nie tylko kulinarnej, ale też
związanej z rytuałami. 

Faktycznie, mamy więcej sposobów spożywania grzybów niż upijania się.

Jednym ze sposobów jest smażenie grzybich kapeluszów w całości, czasem
panierując, czasem nie. Czasem do panierowania używamy jajka, a czasem tylko
mąki, jak w przypadku fileta rybnego. O ile oczywiście filet robimy w domu, bo
ten smażony w nadmorskich lokalach gastronomicznych powinien zawierać sporą
ilość ciasta, w którą wsiąknie olej. Kiedy smażę sobie kapelusze kań, obtaczam
je tylko w mące.

Ukraiński kawior możecie albo kupić gotowy w słoikach z napisem икра, albo
zrobić samemu. W terminologii kulinarnej kawior występuje nie tylko jako jaja
ryb, ale też jako forma podania dania. Tym samym mamy aszkenazyjski kawior z
wątróbki, albo jak tu kawior z cukinii. 

Składniki:

- kapelusze kani
- mąka
- cukinia
- papryka słodka
- cebula
- czosnek
- marchewka
- ocet



Wykonanie:

Kapelusze kani myjmy dobrze i jeszcze mokre obtaczamy w mące, a następnie
kładziemy na rozgrzaną patelnię i smażymy.
Cukinię, marchewkę, czosnek i cebulę obieramy i kroimy na mniejsze kawałki.
Wszystko mielimy w maszynce do mięsa, a następnie wrzucamy do garnka. Gotujemy
jakąś godzinę, cały czas mieszając. Na koniec dodajemy trochę octu, a także
papryki i chwilę gotujemy.
Kawior podajemy zwyczajowo na blinach :)


Autor: kryzysowy kucharz o 19:35 Brak komentarzy:
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w usłudze TwitterUdostępnij w
usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Etykiety: cebula, cukinia, grzyby, mąka, w domu



SOBOTA, 11 LISTOPADA 2023


PODKARPACJA LAZANIA GOŁĄBKOWA



Ostatnio przyszedł mi do głowy pomysł na wykorzystanie płatów liści kapusty
niczym makaronu lasagne, wykorzystywanego do zrobienia dania o tej samej nazwie.
Z uwagi na to, że płaty kapusty kojarzą się w tym kraju głównie z gołąbkami, to
chciałem zrobić coś w tym stylu. Przy czym, klasyczne gołąbki to nuda, więc
postanowiłem zrobić po rusku, czyli z terenów byłego województwa ruskiego, które
obecnie obejmuje tereny od Małopolski, przez podkarpacie, do zachodniej Ukrainy.
Konkretnie wykorzystałem nadzienie z ziemniaków i kaszy gryczanej.

Składniki:

- kapusta
- ziemniaki
- kasza gryczana
- cebula




Wykonanie:


Z kapusty wykrajamy kawałek o podstawie prostokątnej i lekko ją gotujemy.
Ziemniaki gotujemy i mieszamy z ugotowaną kaszą gryczaną i podsmażoną, drobno
pokrojoną cebulą.
W naczyniu żaroodpornym układamy na przemian, liść kapusty, masę
ziemniaczano-kaszową, przykrywając na koniec liściem.
Wkładamy do nagrzanego do poziomu 180 stopni Celsjusza piekarnika i zapiekamy aż
górny liść będzie brązowy.

Autor: kryzysowy kucharz o 00:02 Brak komentarzy:
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w usłudze TwitterUdostępnij w
usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Etykiety: kapusta, kasza gryczana, w domu, ziemniaki



CZWARTEK, 2 LISTOPADA 2023


CYNAMONKA Z CHILI



W kulinarnym świecie istnieje kilka połączeń, które dla jednych są dziwne,
podczas, gdy inni zajadają się nimi ze smakiem. Do takich należą między innymi
ser żółty z dżemem truskawkowym, czy pizza z ananasem. Jako ktoś kto ma E3, w
teście wielkiej piątki, uwielbiam wszystkie dziwne połączenia. Napiszę o tym
pewnie więcej przy innej okazji, ale tym razem skupię się na innym dziwnym
połączeniu, jakie znalazłem, a które było popularne w stanie Iowa, głównie w
szkolnych stołówkach.

Są różne historie związane z pochodzeniem tego dania. Jedna twierdzi, że na
szkolnych stołówkach był przykaz, że w menu musiało się znaleźć coś zbożowego i
białkowego. Ktoś stwierdził, że to będzie całkiem zabawne, a uczniom się
spodobało. 

Jedni twierdzą, że to było ulubione śniadanie drwali, gdzie liczyło się dużo
kalorii.

Kucharze dorobili do tego ideologię i twierdzą, że podczas duszenia chili jest
tak dużo czasu, że można w tym czasie robić cynamonki.

Nikt nie wie, która historia jest prawdziwa, ale wytyczne na stołówkach się
zmieniły i już się ich nie podaje. Za to w fast foodowych knajpach jeszcze są
popularne.

Składniki:

- cynamonka
- fasola czerwona
- pomidory w puszce
- chili



Wykonanie:

Fasolę z zalewą łączymy z pomidorami i dusimy. Dodajemy chili i możemy wsbogacić
jakimś mielonym mięsem.
Podajemy z podartą cynamonką. Najlepiej podać w jednej misce :)













Autor: kryzysowy kucharz o 19:31 Brak komentarzy:
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w usłudze TwitterUdostępnij w
usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Etykiety: czerwona fasola, pomidory, w domu



ŚRODA, 25 PAŹDZIERNIKA 2023


SLOPPER



Kuchnia z Colorado. Tamtejszy sposób podawania hamburgera. Trochę klimat
„wygląda jak gówno, smakuje jeszcze lepiej”. Nie do końca wiadomo kto go
wymyślił, bo kiedy go wymyślano nikt specjalnie nie zwrócił na to uwagi, a kiedy
stało się to modne, już nikt o tym nie pamięta, więc można wcisnąć wszystko.
Zresztą wymyślano to też mocne słowo, bo jest to po prostu burger zalany chilli,
zazwyczaj zielonym, ale też czerwonym. Często dodaje się frytki i surową
pokrojoną drobno cebulę. Gdzieś z boku leży bułka, ale zdarzają się też połamane
krakersy.

Z tym się też wiąże jego nazwa, bo choć slopper w slangu oznacza akt seksu
oralnego, gdzie strona aktywna w wyniku szybkiego i mocnego poruszania znacznie
poślinionymi i ściśniętymi ustami wydaje z siebie mimowolne, przypominające
dźwięk dentystycznej ssawki odgłosy, to tu nazwa raczej odwołuje do rzeczownika
slop, który oznacza miazgę, paszę dla świń lub odpady kuchenne w formie
półpłynnej. Zresztą tak wg. jednej z legend miał określić to konsument, stąd ta
nazwa. Stąd wpis idealny w ramach antytrendu "smutne jedzenie w pracy".


Jak pisałem, może być z chilli zielonym lub czerwonym, ale ja zrobiłem
zielono-czerwone, bo do czerwonego dodałem zielonych papryczek, które
przywiozłem sobie z Rumunii.

Składniki:

- jakiś burger
- pomidory w puszce
- fasola czerwona w puszce
- cebula
- papryczki chili
- bułka lub chleb



Wykonanie:

Chleb kroimy w kostkę i prażymy, żeby zrobić grzanki.
Fasolę dusimy z pomidorami i papryczkami chili.
Burgera podsmażamy, polewamy sosem chili i posypujemy grzankami oraz posiekaną
drobno cebulą.


Autor: kryzysowy kucharz o 17:36 Brak komentarzy:
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w usłudze TwitterUdostępnij w
usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Etykiety: cebula, chleb, czerwona fasola, koncentrat pomidorowy, w domu



CZWARTEK, 19 PAŹDZIERNIKA 2023


FUKHARIT ADAS



Kuchnia palestyńska czyli jakby na czasie, bo z terytorium Strefy Gazy, gdzie
właśnie trwa mała wojna. Tzn. wojna trwa tam już od dawna, ale obecnie konflikt
się trochę zaostrzył i dochodzi do zbrodni wojennych. O co poszło?
Ponad 100 lat temu wspólnota o charakterze religijnym zwana Żydami stwierdziła
sobie, że będą przyjeżdżać do terytorium zwanego Palestyną, co wynikało z jakiś
tam tradycji. Terenem tym po I Wojnie Światowej rządzili Brytyjczycy. Początkowo
nikt nie uznał tych przyjazdów za kolonizację i nikomu to specjalnie nie
przeszkadzało. Przed wojną w wyniku nastrojów w Europie, jeszcze trochę ich
zjechało, a po tym co społeczności żydowskiej zaoferowała II Wojna Światowa już
mogliśmy mówić o masowej migracji. Automatycznie zrobił się problem, bo dla tak
licznej społeczności, na terenach zajmowanych już przez inną społeczność nie
było miejsca, więc konflikt się tlił. Brytyjczycy trzymali jeszcze wszystko
względnie w garści, ale ogólnie był to dla nich problem. Wysadzenie brytyjskich
posterunków przez żydowską partyzantkę pomogło tym pierwszym podjąć decyzję o
zostawieniu tego w cholerę, na zasadzie "a niech się powybijają". 

Izrael ogłosił niepodległość, a skoro niepodległość, to musiał sobie ustanowić
jakiś teren, co niespecjalnie podobało się sąsiednim państwom, że o ludziach
żyjących do tej pory na tym terenie nie wspomnę. Doszło do kilku wojen, a
terytoria izraelskie powiększały się, oczywiście kosztem palestyńskich, bo
terytoria nie są z gumy. W końcu z udziałem państw trzecich obie strony się
dogadały i utworzono tzw. Autonomię Palestyńską. Jednakże na tych terenach dalej
znajdowali się żydowscy osadnicy, którzy potrzebowali miejsca. Obszar był w
związku z tym pod kontrolą izraelskiej armii. Teoretycznie jakieś 20 lat temu
okupacja miała się zakończyć usunięciem zarówno wojska jak i osadników, jednakże
organizacje międzynarodowe mają na ten temat inne zdanie. Dodatkowo, tereny są
objęte embargiem i blokadami. Strefa Gazy to takie getto. Od czasu do czasu,
jakiś Palestyńczyk zginie, czy to z rąk armii, czy cywilów, choć w związku z
tym, czym szczyci się Izrael, nie wiem, czy można mówić o cywilach w przypadku
obywateli Izraela. 

Skoro nic nie działa, to Palestyńczycy sięgnęli po ostateczność, czyli
radykalnych populistów i pierwsze wolne wybory wygrywa Hamas. Organizacja, którą
niektóre państwa uznają za terrorystyczne, a inne za wojowników o wolność, to
akurat z terroryzmem jest klasyką. Dla Izraela był to pretekst do ataków i
powolnego zniszczenia Strefy Gazy. Taktyka ogólnie polegała na zagłodzeniu.
Niszczeniu infrastruktury i blokadach, które nie pozwolą ją odbudować. Skoro i
tak ginęli, to podążając za przykładem Żydów, którzy wzniecili powstanie w
Getcie Warszawskim, zrobili trochę to samo. Izrael odpowiedział zbrojnie
wychodząc z założenia, że skoro obywatele poparli Hamas to zasługują na
eksterminację posiłkując się dokładnie tymi samymi argumentami co Rosja w
stosunku do Ukrainy. Różnica taka, że pozycja geopolityczna Palestyny jest dużo
gorsza, więc pewnie dojdzie do masowych czystek etnicznych, z udziałem zakazanej
przez prawo międzynarodowe broni, które zostaną co najwyżej odnotowane na
wikipedii.

Palestyna to zróżnicowany region, ale danie to pochodzi właśnie z getta Strefy
Gazy.

Składniki:

- soczewica
- czosnek
- papryczki chili
- kumin
- imbir




Wykonanie:

Soczewicę gotujemy na małym ogniu razem z resztą składników. Idea jest taka,
żeby gotować długo i na względnie małym ogniu.


Autor: kryzysowy kucharz o 19:31 Brak komentarzy:
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w usłudze TwitterUdostępnij w
usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Etykiety: czosnek, soczewica, w domu



ŚRODA, 11 PAŹDZIERNIKA 2023


COFFIN BREAD


Wpis z cyklu bardzo lubianego przeze mnie internetowego antytrendu jakim jest
"smutne jedzenie w pracy. Pisałem o tym wiele razy, więc nie będę się powtarzał.
Jedni powiedzieliby, że wpis jest jeszcze bardziej smutny, bo co do zasady
trumna wzbudza w społeczeństwie takie skojarzenia. Trochę tak jest, ale nie
traktowanie trumny jako pudła na zwłoki jest przejawem fiksacji funkcjonalnej,
na którą ja nie cierpię. Inni, lubiący się przyczepić i wyrywają się do
pouczania wspomną coś o tym, że przestrzeliłem przed Halloween, ale jestem
raczej zwolennikiem polskich Dziadów, które również można poprowadzić w
zabawowym kierunku.

Prawda jest taka, że w wyniku działania Jadłodzielni wszedłem w posiadanie
nadmiarowego bochenka chleba, który postanowiłem wykorzystać do tego dania, z
którego zamiarem zrobienia zbieram się już od dawna, a tak jak praca nie ma być
przyjemnością, ani miłym miejscem, tylko środkiem do zdobycia pieniędzy, tak i
jedzenie w pracy nie ma ładnie wyglądać, tylko szybko napełnić kichę.


Danie pochodzi z państwa, którego nazwy nie można wypowiadać, bo większość
państw nie uznaje jego istnienia, a konkretnie z miasta Tainan :)


Składniki:


- grzyby
- cebula
- mąka
- mały foremkowy chleb




Wykonanie:


W chlebie odcinamy górę i wydrążamy środek. Nie wyrzucamy, bo może nam się
przydać do innych dań. Np. tego.
Grzyby podsmażamy z cebulą. Posypujemy mąką, zasmażamy razem i dolewamy wody,
cały czas mieszając tak, aby powstał nam kremowy sos, który potem wkładamy do
chleba.

Autor: kryzysowy kucharz o 20:15 Brak komentarzy:
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w usłudze TwitterUdostępnij w
usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Etykiety: chleb, grzyby, w domu



CZWARTEK, 5 PAŹDZIERNIKA 2023


FIT-FIT



Kuchnia z regionu Erytrei i Etiopii, bo raczej tak należałoby do tego podejść
zanim namalowano kreski na mapie. Ściślej rzecz biorąc to jest jej polska
wersja. Może kiedyś zrobię oryginalną, ale póki co taki eksperyment fusion.
Oryginalnie robi się to z podartych placków injera, które swoim smakiem
przypominają żytnie pieczywo i takiego właśnie użyłem.

Składniki:

- chleb, najlepiej żytni, ale może być jakikolwiek
- cebula
- chili
- czosnek suszony
- imbir




Wykonanie:


Cebulę kroimy w drobną kostkę i podsmażamy.
Dodajemy porwany na kawałki chleb, przyprawy i smażymy chwilę.
Podaje się to z puree ciecierzycowym lub jogurtem.

Autor: kryzysowy kucharz o 19:15 Brak komentarzy:
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w usłudze TwitterUdostępnij w
usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Etykiety: cebula, chleb, ciecierzyca, w domu



ŚRODA, 27 WRZEŚNIA 2023


TRANSYLWAŃSKA TOCANĂ


Chciałem sobie zwiedzić Rumunię i zasadniczo najwięcej atrakcji jest w,
posługując się nazwą techniczną, Siedmiogrodzie, a nazwą popkulturową -
Transylwanią. To taka kraina historyczna, na którą jak sama nazwa wskazuje
składa się siedem miast założonych przez Sasów? Skąd tak daleko wzięli się Sasi?
Generalnie historia podobna jak w Polsce, czyli chciano zaludnić tereny nowymi
ludźmi. Skończyło się tak, że nastąpiło, jak to się fachowo mówi, ubogacenie
kulturowe i technologiczne. Nie wiem jak w Rumunii, ale ludzi, którzy
zamieszkują tereny obecnej Polski, osadnicy z obecnych terenów niemieckich
uratowali od śmierci głodowej pokazując im trójpolówkę.


Legenda jest ciekawsza. Mianowicie, w pewnym saksońskim mieście była plaga
szczurów. Zatrudniono speca, który grając na swoim flecie zahipnotyzował
szczury. Wszystkie wyszły za nim z miasta, a on pokierował je do rzeki, w której
się utopiły. Mieszkańcy trochę się wkurzyli, że się nie napracował i mu nie
zapłacili. Gość się wnerwił jeszcze bardziej i w ten sam sposób, co szczury,
wyprowadził dzieci z miasta. Nikt nie wiedział co się z nimi stało i wg legendy
pojawiły się w Transylwanii. 


Skoro o legendach mowa, to nie ma bardziej znanej legendy transylwańskiej niż o
wampirze, a konkretnie o Hrabii Dracula, gdyż pierwowzorem był Vlad III zwany
Draculą, czyli synem diabła, gdyż jego ojciec był nazywany diabłem (Dracul), ale
głównie dlatego, że ewoluowało to od smoka - Draco. Później po śmierci Vlad III
został nazwany Țepeș, czyli palownik. Ponieważ zapamiętane mu zostało, że
nadziewał ludzi na pal w nadzwyczajnych ilościach. Nie było to nic
nadzwyczajnego jak na tamte czasy, ale zważywszy jakie wrażenie na sułtanie
tureckim zrobiło wielokilometrowe pole nabitych na pal wiele tysięcy jeńców, to
faktycznie można się przychylić do tego, że bardzo to lubił. Historycy i wcale
nie złośliwie twierdzą, że jego upodobanie do wsadzania wielkiego kołka w odbyt
to akt zemsty za gwałty sułtana, którego był niewolnikiem jako dziecko. Jego
młodszy brat był oficjalnym kochankiem tureckiego władcy. W każdym razie Vlad
III, choć z uwagi na to, że naród nacjonaliści wymyślili dopiero 400 lat
później, miał wielu wrogów i najpierw w wyniku intryg trafił do niewoli, a potem
został zdradzony. nikt nie zna szczegółów, bo tak, jak z Robin Hoodem, połowa
jego życia to legenda. Teorii jest wiele, ale Vlad Tepes jest rumuńskim
bohaterem narodowym.


Transylwania słynie z zamków i jedna z legend, którą rozpropagował rumuński
dyktator Ceaușescu, mówi, że Dracula mieszkał w zamku Bran. 




W rzeczywistości zamek był strażnicą pomiędzy Wołoszczyzną, a Transylwanią, co
widać po małych rozmiarach, a sam Vlad nigdy tam nie mieszkał. Uważam, że w
przypadku tego zamku akurat warto zapłacić za wstęp. No właśnie, bo Rumuni kroją
za każdą atrakcję :)




Znacznie bliższy Draculi jest chyba najładniejszy zamek w Rumunii w Hunedoarze,
bo w tym był długi czas więziony. O podnóża góry, nad rzeczką świetne tereny,
żeby sobie zrobić piknik lub napić się piwka. Do tego zamku nie warto wchodzić.
W środku beznadziejny, z zewnątrz ładny.




Natomiast prawdziwy zamek Draculi jest tu, w Poenari. Właściwie ruiny zamku,
dlatego często zamknięte. Bynajmniej nie dlatego, że może Wam coś spaść na
głowę, tylko dlatego, że czasem wbija tam niedźwiedzica z małymi i skłotuje. 


No tak, w okolicy tego zamku niedźwiedzi jest sporo. Kierowcy nauczyli je czekać
przy drodze na kanapki, co tworzy ostrą patologię, bo karmienie misiów, oprócz
tego, ze jest moralnie złe, to zagrożone wysoką karą, a i niebezpieczne, kiedy
misu będzie nienasycony lub rozczarowany.




Do tego miejsca prowadzi jedna ze słynniejszych dróg w Europie - Transfogaraska,
która miała służyć do szybkiego przerzutu wojsk w przypadku ewentualnej
interwencji ZSRR w Rumunii, a że Rumunia brała udział z ramienia ZSRR w podobnej
interwencji w Czechosłowacji, to miała pewne doświadczenia. Droga dojeżdża do
wysokości ponad 2000 m n.p.m.




Skoro jesteśmy przy misiach, gdzie ostrożne szacunki mówią o kilku tysiącach
sztuk w Rumunii, to warto wspomnieć o największym na świecie azylu dla tych
zwierząt - Libearty w Zarnesti. 


W miejscu znajduje się 130 niedźwiedzi brunatnych, uratowanych z miejsc, w
których nie powinny się znajdować typu małe klatki na stacji benzynowej,
restauracji, czy fabryce. O cyrku nie wspomnę. Najważniejsza zasada miejsca - to
nie ZOO. Nie można sobie tak wejść z marszu. Są tylko dwa lub 3 poranne wejścia
obwarowane wieloma restrykcjami, głównie po to, żeby misie zarobiły na jedzenie.
Tam dożywają późnej starości.





Za każdym z tych niedźwiedzi ciągnie się jakaś smutna historia. Samo sanktuarium
zostało zbudowane na cześć niedźwiedzia, który popełnił samobójstwo przegryzając
sobie żyły w klatce. Oprócz tego mamy tu niedźwiedzie klatkowe, które tak długo
stąpały po kratach i kaleczyły sobie łapy, ze bały się miękkiej trawy, cyrkowe
rażone prądem, mój ulubiony niedźwiedź z ZOO, który nienawidzi ludzi, a na
dźwięk patyka, który stuka w kraty dostaje białej gorączki, czy najgorszy
przypadek niedźwiedzia, który przez 9 lat służył jako maskotka do zdjęć, ale
wcześniej został oślepiony przez przebicie oczu igłą, żeby nie reagował na flesz
i zostały mu wyrwane wszystkie zęby, żeby pozbawić go broni.


Dowiecie się jak inteligentne to zwierzęta (nawet Polacy uważali zjedzenie mięsa
niedźwiedzia za coś na kształt kanibalizmu), a także dlaczego nie lubią
ludzkiego mięsa.
Możecie poobserwować symbiozę niedźwiedzi i kruków, które sprzątają resztki.


Są też wilki, ale, w przeciwieństwie do niedźwiedzi, tu nie można trzymać
różnych ekip w jednym miejscu, bo wbrew temu co sądzą facebookowi specjaliści od
wilków z Podkarpacia, wilki regulują swoją liczebność zagryzając inne stada. Tu
nie lądują kruki, bo zostałyby zjedzone :)




Wracając do zamków, to dla mnie najlepszym typem były zamki chłopskie, czyli
takie, w których na co dzień nikt nie mieszkał, a były używane dla lokalnej
społeczności w celach obronnych. Okoliczni mieszkańcy albo je sobie sami
budowali, albo, co było praktyczniejszym rozwiązaniem, odkupowali od jakiegoś
władcy, który już go nie chciał. Jeden z ciekawszych w Rasnovie, niestety
zamknięty. Ogólnie takie zamki potrafiły bronić się latami.




Czasem kiedy nie było zamku, fortyfikowano kościół, jak w tej saskiej wiosce
Viscri. Generalnie łatwiej było opancerzyć kościół niż całą wioskę, tym samym
robiąc kościół naprawdę potrzebnym.
To prawdziwe dzieło fortyfikacyjnej sztuki. Był rozwijany tak mocno, że, aby
kostrukcja wytrzymała, trzeba było zastosować szkarpy.





Ma wszystko to, co szanująca się forteca mieć powinna, czyli chodniki obronne i
machikuły. 





Tu dodatkowo w tle widać niebieskie domki, bo o ile w polskim Zalipiu mniejszość
domków jest pomalowana zgodnie ze stylem wioski, tu zdecydowana większość. 






Jest ich więcej, ale IMO ten jest najciekawszy.


Jest jeszcze jeden rodzaj zamków. Zamki romskie. W ogóle Rumunia to taka romski
kraj, ale w przeciwieństwie do Słowacji, gdzie upchnięto ich w getta, tu są w
pełni zasymilowani i w żaden sposób nie wyróżniają się z tłumu - oczywiście
mówię o zachowaniu, bo można spotkać kobiety w tradycyjnych kwiecistych
strojach. 


Styl takiej budowli to widowiskowy eklektyzm :) Jest ich całkiem sporo, wiele
niedokończonych.




Głównym miastem Transylwanii jest Braszów. Miasto leżące pomiędzy górami, a z
każdej można podziwiać panoramę miasta. 








Niegdyś nazywane miastem Stalina, co widać po niektórych budowlach :)



Zdecydowanie polecam wycieczkę wzdłuż murów obronnych. 




Jedną z atrakcji jest jedna z najwęższych ulic Europy - Strada Sforii.
Pierwotnie zbudowana dla strażaków.




Kolejny miastem jest Sybin. Szczerze mówiąc podobał mi się bardziej. Mniejszy,
mniej ludzi i bardziej przytulny. Wiąże się z nim polski akcent, gdyż generał
Bem dowodził tu w bitwie siłami węgierskimi przeciwko Austrii i Rosji w 1849
roku.







Miasto jest nazywane miastem oczu :)




Ale prawdziwa perełka to Sighișoara. To tu miał się urodzić Wład Palownik.









Konkretnie to urodził się w tym domu. Co prawda kiedyś wyglądał inaczej, ale
zasadniczo to tu.




W środku jest hotel i restauracja. Niby fajna i nie tak droga, ale przechodzą
przez nią wycieczki na totalnym przypale :) Zwłaszcza z zachodniej Europy, które
Rumunię traktują jak Bantustan. 




Miasto słynie z kilku wierz. Każdą z nic nadawano we władanie jakiemuś cechowi
np. kowali lub rzeźników, który o nią dbał, wyposażał w sprzęt i był
odpowiedzialny za obsadę podczas obrony. Najsłynniejsza to wieża zegarowa.




Najciekawsza konstrukcja w mieście. Historia taka, że w XVII wieku powstała na
szczycie góry szkoła i żeby ochronić uczniów przed trudnymi warunkami
atmosferycznymi zbudowano schody.




U góry, oprócz szkoły jest jeszcze ciekawy saski cmentarz.




Transylwania to góry. Znane ze swoich skalistych form, jak ten "Sfinks"
góry Bucegi.




Ale także piękne góry Ciucas, które słyną z tego, że pobiera się z nich wodę do
lokalnego piwa.






Choć najlepsze to spotkać przedstawicielki lokalnej fauny :) Owce są tu wszędzie
i chyba pogłowie jest tu największe w Europie.




Są też dużo młodsze i niższe góry jak te celtyckie piramidy koło miejscowości
Sona.




A także jeszcze młodsze, jak wulkany błotne koło Berki.




Generalnie historia jest taka, że z ziemi wychodzi gaz ziemny. Po drodze spotyka
wodę i piach. Kiedy te trzy rzeczy się złączą powstaje błoto, które wylewa się
na zewnątrz. Pamiętajcie, ze gaz ziemny jest palny :)




Nie tylko gaz ziemny. W innym miejscu wydziela się siarkowodór, który
przechodząc przez wodę tworzy mofetowy kwas o niskim stężeniu. Bardzo zimny, ale
podobno leczniczy :) W każdym razie nie szkodzi się pomoczyć.




Ale prawdziwa Rumunia to wieś. Tam jest po prostu pięknie.








Danie, które Wam przygotuję to kwintesencja Rumunii, czyli pomidory plus
słowiańskie grzyby.


Składniki:


- cebula
- czosnek
- grzyby
- pomidory w puszcze




Wykonanie:


Cebulę kroimy w półplasterki i smażymy.
Dodajemy pokrojone grzyby i smażymy.
Kiedy zmięknie, dodajemy pokrojony drobno czosnek i dalej smażymy.
Dodajemy pomidory w puszce i chwilę dusimy.


Podsumowanie


Jaka jest Rumunia? To bardzo rozwinięty kraj, któremu Austria blokuje drogę do
Schengen tylko dlatego, że poczyniła tam ogromne inwestycje po wejściu Rumunii
do UE i robi sobie tam folwark, z którego bardzo by nie chciała, żeby jej
uciekli pracownicy.
Są pewne wschodnie zachowania, zwłaszcza na drodze. Jeździ się tam ... dziwnie.
Ludzie zatrzymują się na środku skrzyżowania, a potem podejmują decyzje gdzie
jadą. Rond nie opuszcza się ze skrajnego pasa, tylko z tego, na którym się jest.
Czasem na rondach są światła, ale nikt na nie nie patrzy. Jednakże wypadków jest
mało i całe szczęście, bo mocno kuleje tam holowanie wraków, dlatego po wypadku
samochód zostawia się przy drodze lub spycha do parkingu przy szosie, których
jest mnóstwo.
Prawy pas nie jest do jazdy. Prawy pas jest do parkowania aut, gdzie można
podkreślić siłę parkowania światłami awaryjnymi, które działają zawsze i
wszędzie.
Wyjeżdżając z Polski, Słowacja, a zwłaszcza Węgry, to atlantycka Czarna Dziura
bez toalet na parkingach. W Rumunii wszystko zmienia się radykalnie na plus.
Toalety są czyste, nawet jeśli czasem mniej nowoczesne :)




Ogólnie jest tam dużo zieleni zwłaszcza krzaków róż, niczym w Polsce lat
90-tych.
Rumunia to niestety koszmar liberałów, bo pomimo bardzo niskich podatków jest
tam dość drogo, jeśli uznamy, że drogo, to drożej niż w Polsce.
Rumuni są przyjemni, ale mają specyficzny stosunek do zwierząt.
Generalnie każdy parking jest oblegany przez bezdomne psy, które nauczyły się,
że zatrzymujący się tam ludzie zostawiają jedzenie. 




Mimo tego co mówi medialna nagonka, są łagodne, bo muszą być. Rząd rumuński 10
lat temu postanowił większość wybić i zatrudnił szemrane firmy do wyłapywania,
więc wyłapywali głównie te ufne i często niebezdomne - łatwa kasa - zostawiając
te bezdomne. 
Dwa światy. Tak można nazwać Rumunię. Z jednej strony rozwinięte miasta, a z
drugiej wioski, przy których Hajnówka to szczyt cywilizacji. Z jednej strony
rasowe psy na smyczy, a z drugiej ogrom innego gatunku psów, czyli mieszańców. Z
jednej strony stadniny koni i koński biznes, a z drugiej niepodkute szkapy i
nieoświetlone furmanki jeżdżące nawet wieczorem.

Autor: kryzysowy kucharz o 20:07 1 komentarz:
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w usłudze TwitterUdostępnij w
usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Etykiety: cebula, czosnek, grzyby, pomidory, z podróży

Starsze posty Strona główna

Subskrybuj: Posty (Atom)


POLUB NA FACEBOOK





SZUKAJ




Przepisy, które tu zamieszczam mają w głównej mierze inspirować, dlatego
precyzyjne ilości podane są tylko w tych przypadkach, w których jest to
niezbędne. Takie rzeczy jak przyprawy oraz stosunek jednych składników do
drugich pozostawiam wszystkim korzystającym.






POMOC WZAJEMNA

 * Desery na depresję
 * Mikser kulinarny





PISZĘ DO:







Make your own banner at MyBannerMaker.com!











BLOG ROKU 2015

 * Blog roku







KATEGORIE

 * w domu (510)
 * w podróży (54)
 * z podróży (24)
 * gotowanie inaczej (13)




SZUKAJ PO SKŁADNIKU

 * andruty (2)
 * bakłażan (3)
 * banany (7)
 * botwina (4)
 * brokuł (1)
 * brukiew (3)
 * burak (12)
 * burak cukrowy (4)
 * cebula (89)
 * chleb (34)
 * ciecierzyca (18)
 * cukinia (25)
 * czerwona fasola (17)
 * czosnek (13)
 * dynia (6)
 * dżem (3)
 * fasola (24)
 * fasola szparagowa (10)
 * groch (7)
 * groszek konserwowy (30)
 * grzyby (110)
 * jabłka (20)
 * jajka (17)
 * kabaczek (2)
 * kakao (2)
 * kalafior (9)
 * kalarepa (3)
 * kapusta (39)
 * kapusta kiszona (18)
 * kasza bulglur (1)
 * kasza gryczana (28)
 * kasza jaglana (9)
 * kasza jęczmienna (6)
 * kasza kukurydziana (6)
 * kasza manna (5)
 * kaszanka (3)
 * kefir (1)
 * koncentrat pomidorowy (49)
 * konopie (1)
 * kotlety sojowe (4)
 * kukurydza (15)
 * makaron (64)
 * marchewka (46)
 * mąka (152)
 * mąka kukurydziana (11)
 * mielonka (3)
 * mortadela (1)
 * ogórki kiszone (6)
 * orzechy (16)
 * papryka (11)
 * parówki (57)
 * pęczak (2)
 * płatki owsiane (13)
 * pomidory (18)
 * por (3)
 * rośliny jadalne (41)
 * ryż (55)
 * seler (5)
 * ser (4)
 * serek homogenizowany (2)
 * serek wiejski (1)
 * soczewica (18)
 * szpinak (7)
 * śmietana (3)
 * twaróg (1)
 * wątróbka (1)
 * ziemniaki (176)




OBSERWATORZY




ARCHIWUM BLOGA

Archiwum bloga września 2009 (1) października 2009 (9) listopada 2009 (9)
grudnia 2009 (7) stycznia 2010 (4) lutego 2010 (4) marca 2010 (3) kwietnia 2010
(3) maja 2010 (4) czerwca 2010 (5) lipca 2010 (4) sierpnia 2010 (3) września
2010 (4) października 2010 (4) listopada 2010 (3) grudnia 2010 (2) stycznia 2011
(4) lutego 2011 (4) marca 2011 (3) kwietnia 2011 (2) maja 2011 (2) czerwca 2011
(3) lipca 2011 (1) sierpnia 2011 (1) września 2011 (2) października 2011 (4)
listopada 2011 (4) grudnia 2011 (3) stycznia 2012 (1) lutego 2012 (1) marca 2012
(1) kwietnia 2012 (2) maja 2012 (2) czerwca 2012 (1) lipca 2012 (2) sierpnia
2012 (3) września 2012 (1) października 2012 (2) listopada 2012 (2) grudnia 2012
(2) stycznia 2013 (2) lutego 2013 (3) maja 2013 (2) czerwca 2013 (1) lipca 2013
(1) sierpnia 2013 (2) września 2013 (3) października 2013 (2) listopada 2013 (2)
grudnia 2013 (1) stycznia 2014 (2) lutego 2014 (1) marca 2014 (2) kwietnia 2014
(1) maja 2014 (3) czerwca 2014 (3) lipca 2014 (3) sierpnia 2014 (2) września
2014 (5) października 2014 (3) listopada 2014 (4) grudnia 2014 (3) stycznia 2015
(6) lutego 2015 (4) marca 2015 (6) kwietnia 2015 (4) maja 2015 (5) czerwca 2015
(3) lipca 2015 (3) sierpnia 2015 (2) września 2015 (3) października 2015 (4)
listopada 2015 (3) grudnia 2015 (5) stycznia 2016 (3) lutego 2016 (3) marca 2016
(4) kwietnia 2016 (4) maja 2016 (4) czerwca 2016 (4) lipca 2016 (4) sierpnia
2016 (3) września 2016 (3) października 2016 (5) listopada 2016 (3) grudnia 2016
(5) stycznia 2017 (4) lutego 2017 (3) marca 2017 (5) kwietnia 2017 (2) maja 2017
(5) czerwca 2017 (4) lipca 2017 (4) sierpnia 2017 (5) września 2017 (4)
października 2017 (5) listopada 2017 (4) grudnia 2017 (4) stycznia 2018 (4)
lutego 2018 (5) marca 2018 (4) kwietnia 2018 (4) maja 2018 (5) czerwca 2018 (4)
lipca 2018 (4) sierpnia 2018 (5) września 2018 (4) października 2018 (3)
listopada 2018 (5) grudnia 2018 (4) stycznia 2019 (4) lutego 2019 (4) marca 2019
(4) kwietnia 2019 (4) maja 2019 (4) czerwca 2019 (4) lipca 2019 (5) sierpnia
2019 (4) września 2019 (4) października 2019 (5) listopada 2019 (4) grudnia 2019
(3) stycznia 2020 (4) lutego 2020 (4) marca 2020 (5) kwietnia 2020 (5) maja 2020
(4) czerwca 2020 (4) lipca 2020 (5) sierpnia 2020 (5) września 2020 (4)
października 2020 (4) listopada 2020 (4) grudnia 2020 (5) stycznia 2021 (4)
lutego 2021 (4) marca 2021 (4) kwietnia 2021 (5) maja 2021 (4) czerwca 2021 (4)
lipca 2021 (4) sierpnia 2021 (5) września 2021 (5) października 2021 (5)
listopada 2021 (3) grudnia 2021 (5) stycznia 2022 (4) lutego 2022 (4) marca 2022
(5) kwietnia 2022 (4) maja 2022 (4) czerwca 2022 (5) lipca 2022 (4) sierpnia
2022 (4) września 2022 (5) października 2022 (5) listopada 2022 (4) grudnia 2022
(4) stycznia 2023 (4) lutego 2023 (4) marca 2023 (5) kwietnia 2023 (4) maja 2023
(4) czerwca 2023 (5) lipca 2023 (4) sierpnia 2023 (5) września 2023 (4)
października 2023 (4) listopada 2023 (4)




Obsługiwane przez usługę Blogger.




Diese Website verwendet Cookies von Google, um Dienste anzubieten und Zugriffe
zu analysieren. Deine IP-Adresse und dein User-Agent werden zusammen mit
Messwerten zur Leistung und Sicherheit für Google freigegeben. So können
Nutzungsstatistiken generiert, Missbrauchsfälle erkannt und behoben und die
Qualität des Dienstes gewährleistet werden.Weitere InformationenOk